Adresatami filmu są ludzie młodzi, chyba szczególnie ci, którzy chwalą się swoimi imprezowymi wyczynami. Spróbujecie pobić osiągnięcia Jesse'go i Chestera? Poprzeczkę ustawili wysoko. Szkoda
Bywają różne poranki - lepsze i gorsze. I te najgorsze, kiedy chciałoby się w ogóle nie budzić lub przespać cały dzień. A dla pewności, że minął, jeszcze następny. Niestety, gdy otworzyło się oczy i uruchomiło zwoje mózgowe, a pierwsze myśli leniwie zaczynają krążyć po głowie - jest za późno. Teraz pozostaje już tylko stawić czoła rzeczywistości. Przekonują się o tym bohaterowie filmu "Stary, gdzie moja bryka?", który właśnie wchodzi na ekrany.
Jesse (znany z serialu "Różowe lata 70." Ashton Kutcher) i Chester (Seann William Scott) to para najlepszych kumpli, gotowych na każdą drakę. Przyjaźń cementuje fakt, że ich dziewczyny to siostry-bliźniaczki. Na szczęście nie są identyczne, za to kiedy coś mówią, czynią to jednocześnie, bądź na zmianę: jedna zaczyna zdanie, druga je kończy. Właśnie w dniu urodzin swoich ukochanych, dwaj bohaterowie przeżywają koszmar. Po przebudzeniu zupełnie nie potrafią sobie przypomnieć wydarzeń ostatniego wieczora. Nic, ciemna mogiła i urwany film. Była impreza u bliźniaczek? No... była. Fajna? Chyba... super... Tylko skąd w kuchni Jesse'go wzięło się tysiąc porcji budyniu? Co w garderobie robi obcy, owłosiony grubas, którego jedyną czynnością życiową jest szczanie do doniczki? I gdzie, do licha, podział się samochód?! Ostatnia kwestia nie sprowadza się tylko do problemów lokomocyjnych. W bagażniku zostały prezenty urodzinowe dla dziewczyn, a te ostatnie... hm... mają chyba za złe bohaterom wydarzenia ostatniej nocy. Co nie zmienia faktu, że wciąż nie wiadomo, jakie to były wydarzenia. Powodowani silnym postanowieniem, by naprawić damsko-męskie układy i zasłużyć na specjalne względy, Jesse i Chester ruszają tropem swoich nocnych eskapad. A musiało się dziać sporo. Bohaterowie ze zdumieniem odkrywają, że stali się najpopularniejszymi klientami pewnego klubu go-go, właścicielami czadowego, lśniącego czernią wozu sportowego (co rozwiązuje tylko pół problemu) oraz dłużnikami osoby uchodzącej za seksowną striptizerkę (pozory mylą - wierzcie mi).
Na domiar złego po piętach zaczyna im deptać banda niewyżytych mięśniaków, fanatyczni wyznawcy UFO, grupa seksownych babeczek oraz dwaj dziwaczni nordycy. Wszyscy pytają o tajemnicze urządzenie, "którego moc jest jeszcze większa, niż tajemniczość" - czyli transfunkcjoner kontinuum (cokolwiek by to miało znaczyć). Nasi bohaterowie podobno znaleźli go w nocy, ale oczywiście niczego nie pamiętają. Istnieje nadzieja, że kosmiczny przyrząd został w samochodzie, tylko... gdzie się podział ten cholerny samochód?! Film "Stary, gdzie moja bryka?" w reżyserii Danny'ego Leinera oferuje nam galopadę absurdalnych wydarzeń, z których każde kolejne coraz bardziej wikła sytuację, zamiast choć trochę ją wyjaśnić. Jesse i Chester przypominają bohaterów "Głupiego i głupszego" albo Beavisa i Buttheada - wielbiciele humoru tego rodzaju powinni wyjść z kina usatysfakcjonowani. Nie należy też oczekiwać zbyt logicznego ciągu wydarzeń i uzasadnionych motywów, które pchają bohaterów do działania. Film ten to raczej półtoragodzinny ciąg żartów i gagów, coś w rodzaju telewizyjnego serialu komediowego w jednym odcinku. Skojarzenia z polskimi sitcomami w rodzaju "13 posterunku", czy "Świata według Kiepskich" narzucają się same. A że wspomniane seriale miały sporą widownię, więc i widzów w kinach nie powinno zabraknąć.
Adresatami filmu są ludzie młodzi, chyba szczególnie ci, którzy chwalą się swoimi imprezowymi wyczynami. Spróbujecie pobić osiągnięcia Jesse'go i Chestera? Poprzeczkę ustawili wysoko. Szkoda tylko, że nie wyjaśnili jednej rzeczy. Jakim cudem po takiej nocy nie mają kaca.